Gdybym zapytał pierwszą napotkaną w klubie dziewczynę dlaczego przyszła tytaj, odpowiedziałaby mi że lubi dobrą zabawę, chciała się spotkać z koleżanką lub coś podobnego... Gdybym jednak zapytał czy szuka partnera, prawdopodobnie zaprzeczyłaby i powiedziała że tak naprawdę przyszła się tylko dobrze bawić. Ja również przychodzę do klubu lub na dyskotekę z zamiarem by dobrze się bawić i nie nastawiam się na uwodzenie... Uwodzę w autobusie, sklepie, na ulicy, klubie i wszędzie tam gdzie obecnie się znajduję. Owszem, są tacy co nie mają śmiałości by poznawać ludzi na ulicy i klub staje się jedyną szansą na poznanie kogoś pod zasłoną ciemności...
Ostatnio dużo dziewczyn zaczepiało mnie na parkiecie i wszystkie zadawały mi to samo retoryczne pytanie: "Lubisz tańczyć?". Oczywiście że lubię... Kocham tańczyć bo taniec jest dla mnie jak wolność?
Tak więc wskakuje na parkiet i rozkręcam się... początkowo tańczę "normalnie" a po chwili gdy poczuję jak muzyka wypełnia moją duszę a ciało reaguje na każdą nutę, zaczynam szaleć! Nagle wokół mnie robi się trochę więcej miejsca i kobiety patrzą na mnie dając sygnały zainteresowania... ŚWIAT JEST PIĘKNY!
Biorę jedną z tych która mi się najbardziej podoba za rękę, robię obrót i chwytam za biodra. Tańczymy, kołyszemy się... w pewnym momencie znowu robi obrót ale zanim wykona pełne 360 stopni, zbliżam się do niej... przytulam się.
Kolejny rozdział to zejście na dół jak najniżej... Mówię:
"Pokaż mała na co Cię stać i jak nisko potrafisz zejść"
i schodzimy na dół... zdjeżdżamy niczym winda sunąca coraz niżej i niżej... Niekiedy pomagam jej wkładając kolano między jej nogi i robiąc ruch prawo-lewo,prawo-lewo, prawo-lewo... te wibracje odczuwa niczym fala sejsmiczna rozchodząca się po jej rozpalonym ciele.
I gdy jest tak cudowanie, powrót znowu do góry bo nie można wiecznie zjeżdżać w dół, więc może jeszcze przeżyjemy razem kilka zjazdów w dół i do góry zanim dotyk moich dłoni pod jej pachami i na brzuchu stanie się tak oczywisty jak kolorowe opadające liście z uśpionych drzew w jesienną porę.
...i tylko jednego mi brakuje w tym wszystkim... gdyby dało się spowolnić czas, sprawić że nasze ruchy staną się wolniejsze a wszyscy wokoło znikną... byłoby w tym coś czego nie zapomnimy do końca życia.
Lecz to tylko zabawa a muzyka toczy się niczym rozpędzona karuzela i co jakiś czas ktoś się o nas otrze lub rzuci przelotne, przesycone namiętnością spojrzenie. Muzyka jest głośna a błyski dyskotekowych świateł wybijają z nas resztkę namiętności.
To świetna zabawa...
więc gdy trzymam ją za ręce, rozkładam je na boki jakbym rozsuwał wielkie wrota a nasze torsy stykają się i czuję jej oddech na mojej szyi... Nachylam się by sięgnąć jej ucha. Odgarniam jedną ręką włosy a drugą nadal trzymam by wiedziała że jestem przy niej. Kiedy sięgam ustami jej małżowinek, chwytam na powrót za biodra i przytulam się trzymając delikatny dystans miedy nami... jest jak przepaść dzieląca oboje kochanków... Powstrzymuję się by nie ugryść jej delikatnej szyi lecz widząc pulsującą na niej żyłę ciepłą i zaróżowioną skórę, skuszę się czasem lub delikatnym muśnięciem ustami zwilżam je, jej drobinkami potu na skórze.... Ten moment jest jak magia...
Gdy powiem jej cokolwiek... znów oddalam się... zaplatamy nasze dłonie i po chwili gdy tańczymy tak rozpaleni do białości trzeci utwór, odchodzę by tańczyć w pojedynkę jak wówczas zanim do niej podeszłem... Znowu nabieram prędkości - rozpędzający się parowóz. I po chwili trzymam ręce innej kobiety patrząc w jej uśmiechniętą twarz i rozpalone oczy rządne rozkoszy...
Jeśli kobiety przychodzą do klubu czy na dyskotekę by dobrze się bawić i nie szukają nikogo to dlaczego są złe i zazdrosne gdy tańczę z innymi?;)