piątek, 4 kwietnia 2008

Może lepiej tego nie czytać...

Opierając głowę na dłoni ze znudzeniem śledziłem przemykające przed oczami linijki tekstu a z słuchawek podpiętych do laptopa sączył się pisk który nie dawał mi spokoju. Pomyślałem że ta cała pieprzona teoria jest „do bani” i zamiast nastrajać mnie pozytywną energią powoduje że jestem sfrustrowany. Program do synchronizacji półkul mózgowych z załadowanym utworem do relaksacji miał sprawić że odpłynę myślami do krainy marzeń. Dobre sobie!

Gdy spojrzałem na zegarek czas pracy dobiegał końca a ja poczułem że muszę się czegoś napić. Z ulgą wyłączyłem komputer i upchnąłem do przepełnionej papierami torby. Zamykając biuro wybiegłem z budynku.


Grzane piwo czy whiskey? Zadałem sobie pospiesznie to banalne pytanie zanim pchnąłem drzwi do lokalu w którym na każdym stoliku były już zapalone świeczki.


Cześć, cześć, tak, tak… bla bla bla… Miałem dość tego i wchodząc tutaj wiedziałem że zaznam spokoju którego właśnie potrzebowałem.


Jednak grzane piwo w butelce z goździkami i sokiem. Sięgając do kieszeni kurtki wyciągnąłem korzeń imbiru który w niej zanurzyłem.

Przy barze siedziała kobieta. Dudniąc palcami o barowy blat wystukiwała jakąś melodię. Nadawała morsem dziwny kod… kod znudzenia i oczekiwania.


Wszystko stało się zamazane, a kształty zaczęły wirować. Nagle obraz znikną mi sprzed oczu i zaskoczony lekko potrząsałem butelką… to imbir! Spoglądałem na wszystko przez napoczętą butelkę w bursztynowym kolorze bo tak było zabawnie. Patrzenie zawsze z tej samej perspektywy staje się za mało inspirujące. Gul gul. Zrobiłem kolejny łyk i wpatrzyłem się w niebieską butelkę curacao by zaraz potem kątem oka obojętnie spojrzeć na jej czerwone wilgotne wargi. Lenistwo lub zmęczenie, powodowało że nie miałem ochoty odwracać głowy a jedynie wpatrzyłem się w jej usta na trzy sekundy nie ruszając głową. E tam… Gul, gul.


Poczułem lekki ciężar z tyłu głowy więc wyobrażając sobie że rozluźniam mięśnie głowy, twarzy, po chwili poczułem ukojenie. Pisząc to czuję się jakbym był w szkółce rodzenia… Napinanie i rozluźnianie, napinanie i rozluźnianie… i tak wkoło, jak sądzę ale tylko przed pierwszym dzieckiem bo przed drugim kobieta wie że i tak było ciężko więc po co wywalać pieniądze i tracić czas a przed trzecim prosi o środki znieczulające pół roku przed porodem – przeczytałem coś w tym rodzaju w jednym z zabawnych maili które dostaję od kumpla który w trakcie pracy; w jednej z rządowych agencji; wysyła z nudów. Świat jest fajnym miejscem. Gul, gul.

2 komentarze:

jahwarrior pisze...

mesky brachu :) nie wiedzialem ze masz taki talent literacki :)

MeSky pisze...

Miło usłyszeć taki komplement z Twojej strony... przyszłego publicysty, dziennikarza a może nawet sławnego pisarza:D